Słony posmak żalu budzi mnie
Próbuję go przepić drugim dniem
Lodowate dłonie patrząc wstecz, były cieplejsze niż
Poranna kawa i sobota w lecie 2018
Kiedy próbowaliśmy łapać życie za rogi
Nic się nie boi
Wtedy brzmiało jakoś prościej
Nie wiedziałem, że da się tu tak nabroić
Na pustej planszy próbuję grać
Dopóki nie zasnę nie jestem sam
Dopóki grasz (dopóki gra-asz)
Wyjmuję strach, niepotrzebny dreszcz
Mój płacz zamieniony znowu w kąpiel z łez
Po prostu
Po prostu
Czasami mam dość, buduję wstręt
Gubię mój krok i nie umiem się wznieść
Po prostu
Tak po prostu
Bywałem sam jak palec
Bywałem zniszczony jak Notre Dame
Widziałem łzy i fale
Ktoś z zimnym oddechem mówił szach i mat
Minął czasu szmat - jestem, przedawkowany moim kłębem z wad
Bez proporcji na emocji permanentny ślad jakbym był
Tylko pierwiastkiem spraw
Na pustej planszy próbuję grać
Dopóki nie zasnę nie jestem sam
Dopóki grasz
Wyjmuję strach, niepotrzebny dreszcz
Mój płacz zamieniony znowu w kąpiel z łez
Po prostu
Po prostu
Czasami mam dość, buduję wstręt
Gubię mój krok i nie umiem się wznieść
Po prostu
Tak po prostu
Wyjmuję strach, niepotrzebny dreszcz
Mój płacz zamieniony znowu w kąpiel z łez
Po prostu
Po prostu
Czasami mam dość, buduję wstręt
Gubię mój krok i nie umiem się wznieść
Po prostu
Tak po prostu