Wiesz co to życie miejskie na wylot znam to miejsce
Jak kieszeń obcykane i znane każde przejście
Ulica żyje z przestępstw jak władza z podatków
Wszyscy w kolejce po więcej bo sporo jest wydatków
Tak to widzę bratku w metropolii jak na statku
Płynie się powoli jak się nie ma w żaglach wiatru
Kraina dostatku jak i skarjnej biedy
Gdzie większość jest w potrzasku wynalzku zwanym kredyt
Ludzi kusi przepych chodzi tu o komfort życia
Tym samym powietrzem przecież każdy z nas oddycha
Metropolia wita betonowa dżungla dzika
Dla jednego to pułapka dla drugiego to styl bycia
Te ulice niczym węże ktore żyją własnym życiem
Jadowite mają wnętrze ono powoli trawi cię
Na każdym piętrze chłoniesz ich toksyczny wyziew
A on miesza sie z powietrzem i zabiera jak dusiciel
Ja wiem gdzie idziesz gdy cie mijam w metropolii
Bo choć każdy gdzie indziej jakby w rytm jednej melodii
Czy walisz z buta czy próbujesz minąć korki
Łączy nas jeden rytuał każdy gna tu po zarobki
Nie wierzysz w ducha a on już opętał bloki
Razem z nimi liczy utarg z tej wygotowanej koki
Miasto to mutant społecznych patologii
Jego ducha spotkasz w ludziach których uda się dostroić
Metropolia nie śpi gdy pod cienia presją
Te ulice chłoną krew i dlatego zwą je bestią
Dla nielicznych bastionem tam miejską poezją
Oddziałuję tylko na tych którzy godzą się z tą wersją
Ducha nie oszukasz przecież on na starych śmieciach
Zajebane ma z trzy ćwiary żeby ten kawałek leciał
To bydlęcy przedział w którym się znalazłeś
Zjawa tam na ciebie czeka bo jej w drogę wlazłeś
W sytuacji teraz jesteś dla mnie bez odwrotu
Za kręcenie smutnych afer cie rozerwie stado kotów
Z dala od kamer cienia dowodów
Miasto wpierdala ofiare składaną przez swych zelotów