V, kiedyś życie wzięło mnie za mordę dosłownie
Jak nie mówili jeszcze na mnie Lewiatan
Bo ujebali mi pół japy kiedy miałem te cztery lata, chuj w nery kata
Bo ciąć mieli to inaczej, Bradem Pittem i tak bym nie był
Ale nawet bez fejmu dymałem sporo
Gdyby mnie dopadł brak liter i tak bym przeżył
Nie pomogły mi media, kiedy byłem w wieku Quebo nie było FB wtedy
Telewizja puszczała tandetę w eter kiedy rozkurwiałem na NSPC nety
Dlatego dzisiaj kiedy dzwonią z TV z propozycją do mnie
Mój menadżer woła: "Trzy dychy za odcinek albo weź idź stąd ombre"
Dziś za mordę, życie, biorę ja, tego warty jak L'Oréal
Ciemny mówi, że telefon bookingowy robi Bzzzzz jak O.N.A
Swoje klipy za dychę schowaj, mam klipy za dwie dychy
Moje płyty to syty towar, mam wsypy na dwie michy
Żadna z nich nie jest złota, starczy że Mastercard jest
A za featy biorę hajs nie barter bo moim blaskiem by nie pogardził Cartier
Gra mówi żebym wygrał a słucham wszystkiego co do mnie tu ona mówi
Wiesz, że wygrałeś życie jak budzisz się o jedenastej i wchodzisz do jacuzzi
(V, kurwa mać)
Trzeba działać, trzeba robić hałas, trzeba napierdalać
Mam trochę inne spojrzenie na to niż paru moich znajomych z branży
Jem do syta, nie ponadto, mocny chwyt albo pełne garści
Żyję dobrze, nie za szybko, wszystko zawsze małą łyżką
Czyszczę grunt, kolejny ruch, czysto (oo), jedziesz hip-hop
Idę do góry ale patrzę na dół, wiem co się dzieje i się patrzę na to
Chyba trochę zaszedłem ci drogę, (uu) wiem że patrzysz za mną
Skądś jestem, patrz mamo, taki sam nie tak samo
Bierz za mordę ale prowadź mądrze, co? patrz jak idzie tato
Chłopski rozum ale i cwana bestia, mocny rozruch to nie fanaberia
Wers za wersem, kęs za kęsem, Kę Kę , ksywa niezła
Horyzont przesuwam, ostatnio cała Polska mniejsza
Póki co się nie wczuwam, sztab zawsze na peryferiach
Wyłożone na skoki pasy, w każdej chwili gotowy wrócić
Do starej tyry daj mnie te paczki (dzyń) trafię do ludzi
Mam spokój, syna, terapię plus o czym pisać
Właśnie tu się wspinam, Boże jak stąd świetnie widać, Kę!
Trzeba działać, trzeba robić hałas, trzeba napierdalać
[Zwrotka 3: Sokół]
Mam jedno życie, więc biorę je, chore jest
Trzymam za mordę bo gryzie
Przy korycie, korek jest, stoję se
Patrzę na świnie co chcą je tu brać sowicie
Odbicie, działaj uczciwie a hajs sam przyjdzie
Spokój, bo widzę jak czekając tu na chuj wie co stoicie
To idę, po cichu bo ni chuj pomników z granitu nikt mi tu nie stawia
Weź mnie nie naprawiaj, ja świata nie zbawiam
Jak Denis Peterson dokładnie maluję twoimi myślami
Jedyne co możesz zarzucić tym wersom to hiperrealizm
Zjadam na kurwa przekąskę elitę tą pierwszą i tych co tam stali
Nie przyda się kalkulator mym wierszom
Bo chyba już czaisz, że płynę po fali
Śmieję się głośno z tych co nie trybią mojej zajawki
Jestem z PROSTO i idę na żywioł, może ostatni żywot
Prowadzę za ryj i radzę tak im bo zje ich i będzie krzywo, siwo
To fajerwerków dym dodaje lęków im
Cicho, ja wiem że jak puszczę dziś mordę tej bestii nie grozi nic więcej
Na miękkiej poduszce waruje i nie śpi bo chodzi o respekt
Trzeba działać, trzeba robić hałas, trzeba napierdalać
Życie - jestem efektem ubocznym
Wychowywanym w gniewie wśród toksyn
Kłamstwa i schizy, splatałem palce w krzyżyk
Zanim zdążyli mnie ochrzcić
Życie - jestem iluzjonistą
Jako dziecko stawałem się niewidzialny
(Mogę wszystko) dlatego robiłem co mogłem żeby zniknąć
Nie chciałbyś przeżyć tej traumy
Świat wali mi się w pył
Wpadłem tutaj jakbym miał bombę pod bluzką
I ani mi się śni, teraz odpuścić chociaż się modlę by usnąć
Z nieznanych pobudek los rzucał mi wieniec
Wszystko wzięło w łeb, mam ślad po migrenie
Ale zamiast na grudę i wódę za wódę
Bujam klubem najgrubiej czekam na skinienie
Nie wiem czy to wszystko jest po coś czy nie
Ale zacząłem to po to by skończyć
To nie okoliczności stworzyły mnie
Ja stworzyłem okoliczności
Moje zmienne nastroje są ,stąd ta racja rap, los od początku był chwiejny
Idę po swoje to relacja live, bałagan na porządku dziennym
Śmiechy i płacz, imitacja braw
Nie jestem do końca świadom co się dzieje
To woda na młyn, słowa na wiatr
Ale bądź pewien tego że wkrótce stąd zwieje
Dopiero teraz się czuję raperem, to przymus
Czas najwyższych prób, jak tenor
Skoro wszystkie drogi prowadzą do Rzymu
Mamy nie po drodze, jest tylko jeden Panteon