Pokonują nas prawa fizyki
Zatrzymuje ta cholerna grawitacja
Ludzie podcinają skrzydła nie na niby
Bo chcemy, chcemy za wysoko latać
Zdrowy rozsądek jest nie zdrowy dla marzeń
Bogate serce skrywają się pod biednym płaszczem
Dzisiaj jedno słowo ma zbyt wiele znaczeń
Teraz wiem na pewno, kiedyś było inaczej
Tylko dla dziadków byliśmy powodem do dumy
Na osiedlu sialiśmy postrach aż do matury
Mówiły o tym wszystkie okoliczne mury
Pisaliśmy po nich gdy na niebie nie było chmury
Nie dzieliły nas sumy w portfelach
Nie interesowały fury na felach
Nie chcieliśmy wyglądać jak karykatury
Dlatego rzadko ubieraliśmy garnitury
Nie jak teraz...
Wbiegamy po schodach na dach wieżowca
Oglądamy stamtąd zachody słońca
Takie dni mogłyby nie mieć końca
Nie ma rzeczy, którym nie możemy sprostać
Brudne dłonie i twarze ale
Nie przeszkadza to nikomu wcale
Nie mamy nic prócz świata w garści
Czemu ludzie na dole są bez wyobraźni...
Kapitalizm wystawił mnie za drzwi
Nie przystosuję się i to mnie nie martwi
Nie przekonuje mnie świat, który rani
Jak znasz lepszy kierunek to proszę wskaż mi
Ekonomiści, menadżerowie, coachowie
Każdy z wielkim wykształceniem
A gdzie się podział człowiek w tym wszystkim
Gdy nie ma korzyści, nikt nie pomoże
A ja pamiętam dobrze
Wspinaliśmy się na drzewa większe od statuy
Dwója z przyrody a tak blisko natury
Eksplorowaliśmy pokoje starych, z reguły
Otwieraliśmy wszystkie szafy i szkatuły
Dziewczyną imponował humor nie muskuły
Nikogo nie obchodziły społeczne statusy
I wcale nie wyglądaliśmy jak karykatury
Bo rzadko ubieraliśmy garnitury
Nie jak gbury...
Wbiegamy po schodach na dach wieżowca
Oglądamy stamtąd zachody słońca
Takie dni mogłyby nie mieć końca
Nie ma rzeczy, którym nie możemy sprostać
Brudne dłonie i twarze ale
Nie przeszkadza to nikomu wcale
Nie mamy nic prócz świata w garści
Czemu ludzie na dole są bez wyobraźni...