Od świtu czy styczeń, czy sierpień
Przemierzam swój szlak, co tu kryć
Przez miasto, którego nie cierpię
A w innym nie umiałbym żyć
Przemierzam codzienną swą drogę
I bruk wciąż ten sam wita mnie
I wiem, żyć gdzie indziej nie mogę
A tutaj mi głupio i źle
Patrzę w otoczone smogu chmurą miasto moje
Jawę mój sen
Ono naraz myślą jest ponurą
I powietrzem, które daje tlen
Przesadziłem? Proszę mi wybaczyć
Dyplomacji to mi raczej brak
I tak trudno z uczuć się tłumaczyć
Ale ja to czuję tak
Po prostu tak
Od świtu czy styczeń, czy sierpień
Przemierzam swój szlak, co tu kryć
Przez miasto, którego nie cierpię
A w innym nie umiałbym żyć
Przemierzam codzienną swą droge
I bruk wciąż ten sam wita mnie
I wiem, żyć gdzie indziej nie mogę
A tutaj mi głupio i źle
Ja przepraszam, nie umiem udawać
I słuchaczów mych na fundusz brać
Więc nie śpiewam: "Pięknieje Warszawa"
Mi ona brzydnie, psie jego mać
I tak mi się żyje jak po grudzie
Pozostaje tylko wierzyć w to
Że nadejdą piękni, prawi ludzie
Zmienić miasto me, a póki co
Od świtu czy styczeń, czy sierpień
Przemierzam swój szlak, co tu kryć
Przez miasto, którego nie cierpię
A w innym nie umiałbym żyć
Przemierzam codzienną swą droge
I bruk wciąż ten sam wita mnie
I wiem, żyć gdzie indziej nie mogę
A tutaj mi głupio i źle