Chcę myśleć normalnie, chyba niedobrze
Nim zasnę liczę elektryczne owce
Od zawsze chciałem być prawdziwym chłopcem
Daj ognia mi, muszę ostudzić emocje
Nie chce zawdzięczać niczego
Jak dają to bierz nie ma w tym nic złego, wiesz
Raczej kwestia tego jak zostałem wychowany
Czuję się zobowiązany lizać tylko własne rany
Ludzie są dla mnie niewidoczni
Otaczają mnie miliardy szarych słońc i
Nie rusza mnie rzeka krwi i kości
Doskwiera mi deficyt autentyczności
Jeśli tam jest lepiej to weź i zostań
Skoro nie masz do kogo wracać ponoć
I skoro, nie potrafisz doceniać rozstań
Brakuje Ci powodu, więc znów zataczasz koło, a ja...
Wkręcam sobie złe myśli
Nie wiem która pora jest
Sklejam kawałki niezdrowej ambicji
I zatapiam się znowu w niej
Nie mam żalu do nikogo, poza mną samym
Bo nie mam czasu dla nikogo, poza mną samym
Nie wiem na chuj to piszę, przecież się nie znamy
Najwięcej wiedzą o mnie loopy i te cztery ściany
Spisuję często przemyślenia w wersy
Jakoś potrzebuję pętli, żeby rozwiązać język
Rzadko się odzywam, bo globalny ruch społeczny
Tolerancyjna komuna wdusza kneble w gęby
Dźwięki mnie chłoną, jak ocean łap tych co
Nie dają z siebie nic, a chcą z innych zerwać wszystko
Mam w sobie więcej niż oni chcieliby mieć
Dlatego znowu płynę, dlatego znowu płynę
Nie próbuj mnie uczyć mojego życia
Gdy sam mam problem z tym co jest dla mnie ważne
Zwłaszcza, że mam niewygodny zwyczaj
I zazwyczaj mówię prawdę
Wkręcam sobie złe myśli
Nie wiem która pora jest
Sklejam kawałki niezdrowej ambicji
I zatapiam się znów w niej
A wokół mnie deficyty, deficyty
Wokół mnie deficyty, deficyty
Wokół mnie deficyty, deficyty
Deficyty wokół mnie